Leżała na szpitalnym łóżku, a w
dłoniach trzymała tablet. Po przejrzeniu najnowszych informacji sportowych ze
świata zaczęła czytać maile. Oczy niemalże wyszły jej z orbit. Była
nieosiągalna raptem przez dwadzieścia godzin, a już narobił się wcale niemały
bajzel? Toż to paranoja! Przyłożyła dłoń do czoła i lekko pokręciła głową,
niedowierzając.
–
Cześć – odezwał się głęboki, tak dobrze jej znany głos. Podniosła się do
pozycji siedzącej.
–
Cześć – wykrztusiła.
– Jak
się czujesz?
Usiadł na brzegu posłania. Przyglądała mu się uważnie,
próbując go rozgryźć. Był bardzo przystojny – to mu musiała przyznać. Wysoki
brunet o szmaragdowych oczach, z długimi rzęsami, szczupły, lekko umięśniony. W
tej jednak chwili widoczne na jego twarzy zatroskanie psuło cały efekt
wizualny.
– W
porządku. – wróciła do poczty elektronicznej – Możesz już iść.
–
Co?! – zdziwił się – Żartujesz sobie ze mnie? Myślisz, że przyleciałem tu jak na skrzydłach z
Herzogenaurach tylko po to, żeby usłyszeć, że jest okay?
–
Mogłeś jeszcze chcieć mnie zobaczyć – wzruszyła obojętnie ramionami.
–
Sorry, kuzynka, ale nie jesteś w moim typie. – prychnął. Siedzieli chwilę w
ciszy, aż nie odważył się tego stanu przerwać – Daj mi klucze od domu –
polecił.
– Po
jaką cholerę? – zmarszczyła brwi.
–
Jadę spakować kilka twoich rzeczy. – był pewny siebie – Rano cię wypiszą i
zabieram cię ze sobą do domu.
–
Zwariowałeś?! – wydarła się na cały oddział.
–
Nie, Mia. – pokręcił głową – Ktoś się tobą musi zająć. Nie możesz być teraz
sama. – złapał jej dłoń – Wiem, że jesteś uparta, ale pamiętaj, że ja też. Też
jestem Dassler. Tylko z tych trochę mniej znanych. – chichotał, a kobieta nadal
się nie odzywała, tylko patrzyła tępo przed siebie – Posłuchaj, Mia, – pochylił
się nad wiotkim, damskim ciałem – gdybym nie chciał, nie byłoby mnie tutaj. Nie
zapominaj o tym, że mimo wszystko jesteśmy rodziną. A ja dobrze wiem, że nie
masz nikogo oprócz mnie.
–
Skąd ta pewność? – ton jej głosu był wyzuty z jakichkolwiek emocji.
–
Znam cię lepiej niż mogłoby się wydawać, Mia. Wiem, że po rozstaniu z mężem nie
angażowałaś się uczuciowo w żadną ze znajomości. A jak mniemam do niego nie
zadzwoniłaś i on o niczym nie wie, racja?
– To
nie jego sprawa. Nie jesteśmy już w świetle prawa ani niczego innego
małżeństwem. – westchnęła ciężko i spojrzała na kuzyna – Dobra, Mario. Spakuj
mi kosmetyki. Są w łazience w takiej niewielkiej szafce. – wytłumaczyła – Wyjadę
na tydzień.
– Ale
przecież to zbyt krótko. Nie musisz…
–
Nie. – weszła mu w słowo – Pamiętam te wszystkie procedury i bzdury. Dostanę
leki, Mario. Tydzień to wystarczająco dużo, żeby się przyzwyczaić do nowej
sytuacji. Będzie dobrze, Mario. Nie przejmuj się – poklepała Niemca po kolanie
i posłała mu słaby uśmiech.
–
Mia? – zaczął się bawić palcami – Jak dzwoniłem, odebrał Ivan. Ivan Rakitić.
Jak to…możliwe? – spytał z trudem.
– Bo
to wszystko miało miejsce na boisku podczas ich treningu.
– No
okay, rozumiem. Ale Ivan? Myślałem, że cię nienawidzi po tym, co zrobiłaś.
–
Tak, wiem. – jęknęła – Ale usłyszał, że chcieli mi dać paracetamol. Pamiętał o
mojej alergii. – wzruszyła ramionami – Potem straciłam przytomność, a on nie
czekał na karetkę i mnie tu przywiózł.
–
Wiedział, jak ważny jest w twoim przypadku czas. – pokiwał głową ze
zrozumieniem – A myślisz, że… No wiesz. Że powiedział Neuerowi?
–
Nie. – odparła spokojnie – Na pewno nie. Ivan może i mi pomógł, ale nie ma
amnezji. Pamięta, jak skrzywdziłam jego przyjaciela. Na pewno mu się zwierzał.
W oczach Ivana jestem zimną suką bez uczuć, lecącą na władzę i pieniądze. –
zrobiła „mądrą” minę – Więc jestem w stu procentach pewna, że do niego nie
zadzwonił.
***
Kolejne dni spędzane w
Herzogenaurach działały Mii na nerwy. Mario traktował ją jak inwalidkę
niezdolną do jakiejkolwiek czynności. Cud, że pozwalał jej normalnie korzystać
z telefonu!
Neuer była całą sytuacją
niepocieszona. Nie dość, że utknęła tu razem z nadopiekuńczym Mario, przykuta
do łóżka, to jeszcze była potrzebna Figo. Luis miał problem i prosił o
spotkanie. Mia nie mogła mu tak po prostu odmówić. Tyle razy to on pomagał jej.
Przyszedł czas na rewanż.
–
Mario!
– Co
jest, mała? – zapytał brunet.
– Ja
się już dobrze czuję i wracam do siebie – powiedziała.
– Nie
ma nawet takiej opcji. – zaśmiał się – Teraz jesteś pod moją opieką. I nawet
nie myśl o uciecze. – zagroził – Jest tu dziesięciu ochroniarzy, więc nie masz
szans. A jutro w domu odbędzie się bankiet z okazji nowo podpisanej przeze mnie
umowy partnerskiej. Ubierz się jakoś ładnie – puścił jej oczko, po czym opuścił
pomieszczenie.
Blondynka porządnie się wkurzyła.
Nie dość, że nie miała szans na wydostanie się stąd, bo była niejako otoczona
stadem goryli, to na dodatek miała brać udział w jakimś głupim bankiecie? A co
ją, do cholery, obchodziły interesy Mario i Pumy? Musiała się jakoś wyrwać z
tej niemieckiej twierdzy. Musiała. Ale jak?
Podczas oglądania kolejnych odcinków
Breaking Bad wpadła na genialny pomysł. Wiedziała już, co zrobić, by kuzyn sam
postanowił ją wyrzucić ze swojego domu. Nie zwlekając, zalogowała się na
internetowe konto do dysku w chmurze, a następnie pobrała potrzebne zdjęcia
oraz uruchomiła PowerPointa.
Nazajutrz ubrała się w piękną czarną
sukienkę i tego samego koloru balerinki, ponieważ szpilki na tę chwilę
odpadały. Zaczesała włosy w eleganckiego koka, a następnie zapięła na
nadgarstku bransoletkę, w której ukryty był pendrive z przygotowaną w nocy
prezentacją. Uśmiechnęła się cwano do swojego odbicia w lustrze. Żwawym krokiem
opuściła pokój, kierując się na dół, gdzie odbywała się impreza.
Goście już popijali szampana czy też
wino – kto co sobie zażyczył. Rozejrzała się po sali, a kiedy jej wzrok
napotkał projektor i duży ekran, na jej twarz mimowolnie wpłynął wielki
uśmiech. Tak jak się tego spodziewała, w planach była jakaś prezentacja. Teraz
pozostało jedynie jakoś się tam zakręcić i podmienić nośniki. Ale dla chcącego
nic trudnego.
Po godzinie Mario wszedł na lekki
podest tuż przed ekranem. Uśmiechnął się do zebranych, rozpoczynając tym samym
swoją przemowę i dając znak, by odpalono prezentację. Mężczyzna z zapałem
wypowiadał kolejne zdania, pragnąć zrobić na zebranych ludziach wrażenie.
Jednak szepty w rogu sali, a potem chichoty świadczyły, że coś tu nie grało.
Dassler, wiedziony pierwotnym instynktem obejrzał się za siebie i stanął jak
wryty. Na ekranie ukazywały się zdjęcia z jego szaleńczych nastoletnich eskapad
po różnych zakątkach globu. Na jednym ze zdjęć pozował przed klubem go–go w
Tajlandii, na innym był całkiem nagi i pijany. Mario oblał się rumieńcem i
kazał wyłączyć sprzęt. Natychmiast przeprosił gości i starał się tę sytuację
obrócić w żart. Podszedł do śmiejącej się do rozpuku Mii oraz władczo chwycił
ją za ramię i pociągnął w jeden z korytarzyków.
– To
twoja sprawka, tak?! – kipiał ze złości.
– Oj,
sam chciałeś ostatnio powspominać stare czasy – otarła łzę śmiechu z kącika
oczu.
–
Mia, do cholery, to nie jest śmieszne! – huknął tak, że zapewne wszyscy go
słyszeli – Jestem poważnym biznesmenem, a to jest bankiet, a nie jakaś
posiadówa z kumplami. Chciałaś zrujnować mi tym wizerunek i firmę? – zezłościł
się.
– Bo
kim ty niby myślisz, że ty jesteś, co? Rozkapryszony dziedzic, ot co! – odgryzła
się.
–
Jesteś niepoważna! – teraz kłócili się już na całego.
– To
ty jesteś skończonym dupkiem i trzęsiportkiem, który potrafi jedynie liczyć
zera na koncie. Nic poza tym!
– Nie
mam zamiaru tego słuchać. – pokręcił głową – Zrobiłaś tę prezentację celowo,
tak? Chciałaś mnie ośmieszyć?
– Tak
– przyznała, hardo patrząc mu w oczy.
–
Nie, ja już nie mam do ciebie siły, Mia. Ty z wiekiem nie mądrzejesz, a jeszcze
bardziej głupiejesz. – pokręcił głową, wskazując palcem na drzwi – Wynoś się
stąd. Nie chcę cię tutaj widzieć.
– Z
wielką chęcią – odwróciła się na pięcie i dumna niczym paw, opuściła posiadłość
swego kuzyna.
***
Zapłaciła taksówkarzowi, który
dowiózł ją pod same drzwi jednej z lepszych w mieście restauracji. Z wysoko
uniesioną głową przekroczyła próg O Paparico, kiwając głową w odpowiedzi na
„bom dia” wypływające z ust personelu. W najbardziej oddalonym zakątku lokalu,
tuż przy kamiennej ścianie, w nastrojowym półmroku stał nakryty dla dwóch osób
stolik, a przy nim siedział popularny Portugalczyk. Uśmiechnął się lekko na jej
widok i odsunął dla niej krzesło.
–
Luis, jaki z ciebie gentleman – zaśmiała się uroczo, całując go w policzek.
–
Wątpiłaś w to kiedykolwiek?
–
Ależ skąd. W ciebie? – upiła łyk czerwonego wina. Uśmiechnęła się, rozkoszując
się tym smakiem.
–
Wytrawne, takie jak lubisz – zauważył.
–
Tak. – spojrzała na kieliszek, a potem na emerytowanego piłkarza – Ale nie
ściągnąłeś mnie do Porto, by zachwycać się winem podawanym w jednej z
tutejszych restauracji, nieprawdaż?
–
Masz rację.
– A
więc? – uniosła wysoko jedną brew – W czym mogę ci pomóc, Figo?
–
Wiesz, że byłem z Cristiano w Maroku? – zapytał, poprawiając się na krześle.
– Z
Ronaldo? – spojrzała na niego – Coś mi tam świta, ale nadal nie wiem, o co
chodzi? Żeluś coś przeskrobał i mam go nastraszyć? – chichotała.
–
Nie. – zaprzeczył – Chodzi o to… – westchnął – Będę z tobą szczery. Jak na
spowiedzi. – skinęła głową na znak, że zrozumiała, jednocześnie robiąc się
poważna – Byliśmy tam we dwóch i postanowiliśmy pójść do jednego z klubów
nocnych. Alkohol lał się strumieniami, był striptiz, kobiety… – podrapał się po
szyi – No i tak jakoś się stało, że wylądowaliśmy w trójkącie z taką jedną
cycatą panienką.
– No
dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego? Mam cię obronić przed żoną? – zakpiła –
A może zapłodniliście tę cytatkę?
–
Niestety, nie o to chodzi.
– A o
co? – odpowiedziała jej cisza – Jest poważniej?
– Jest
nagranie.
–
Co?! – pisnęła, zasłaniając usta dłonią. Rozejrzała się dookoła, po czym
pochyliła nad stolikiem i szeptała – Jakie nagranie?
– No
wiesz… Jak my ją posuwamy i się macamy… Boże, to jest kompromitujące – schował
twarz w dłoniach.
–
Dobra. – jęknęła – Wiecie, kto ma to nagranie? – pokiwał głową – Więc?
–
Karim Benzema.
– No
proszę… Karim? – prychnęła – Więc czego chce? – w odpowiedzi wręczył jej kartkę
– Serio? Boże, co ja mam z wami zrobić? – westchnęła – Dobra, Luis, nie
przejmuj się. – poklepała go po dłoni – Zajmę się tym.
–
Naprawdę? – spojrzał na nią z ukosa.
–
Tak. – potwierdziła – Mam coś na niego i teraz to wykorzystam.
–
Skąd ty niby coś na niego masz?
–
Moje macki sięgają nawet tam, gdzie nikt nie widzi – uśmiechnęła się
triumfalnie, po czym zaczęła sączyć kolejny kieliszek wina. Myślami już była w
domu francuskiego snajpera, który był zdany na jej łaskę w kwestii występu
podczas nadchodzących Mistrzostw Europy w jego ojczyźnie.
***
Takiej Mii się spodziewaliście?
Krótka zapowiedź kolejnego rozdziału już na blogu: http://lilas-word.blogspot.com/2017/01/sneak-peek-no9.html
U mnie teraz ciężki okres, ale mam nadzieję, że u Was lepiej. Niemniej jednak nie mogę obiecać, kiedy pojawi się na blogu coś nowego. Chociaż może Wasze komentarze dadzą mi jakiegoś kopa? ;)