środa, 25 stycznia 2017

Rozdział 9.

            Leżała na szpitalnym łóżku, a w dłoniach trzymała tablet. Po przejrzeniu najnowszych informacji sportowych ze świata zaczęła czytać maile. Oczy niemalże wyszły jej z orbit. Była nieosiągalna raptem przez dwadzieścia godzin, a już narobił się wcale niemały bajzel? Toż to paranoja! Przyłożyła dłoń do czoła i lekko pokręciła głową, niedowierzając.
– Cześć – odezwał się głęboki, tak dobrze jej znany głos. Podniosła się do pozycji siedzącej.
– Cześć – wykrztusiła.
– Jak się czujesz?
Usiadł na brzegu posłania. Przyglądała mu się uważnie, próbując go rozgryźć. Był bardzo przystojny – to mu musiała przyznać. Wysoki brunet o szmaragdowych oczach, z długimi rzęsami, szczupły, lekko umięśniony. W tej jednak chwili widoczne na jego twarzy zatroskanie psuło cały efekt wizualny.
– W porządku. – wróciła do poczty elektronicznej – Możesz już iść.
– Co?! – zdziwił się – Żartujesz sobie ze mnie? Myślisz,  że przyleciałem tu jak na skrzydłach z Herzogenaurach tylko po to, żeby usłyszeć, że jest okay?
– Mogłeś jeszcze chcieć mnie zobaczyć – wzruszyła obojętnie ramionami.
– Sorry, kuzynka, ale nie jesteś w moim typie. – prychnął. Siedzieli chwilę w ciszy, aż nie odważył się tego stanu przerwać – Daj mi klucze od domu – polecił.
– Po jaką cholerę? – zmarszczyła brwi.
– Jadę spakować kilka twoich rzeczy. – był pewny siebie – Rano cię wypiszą i zabieram cię ze sobą do domu.
– Zwariowałeś?! – wydarła się na cały oddział.
– Nie, Mia. – pokręcił głową – Ktoś się tobą musi zająć. Nie możesz być teraz sama. – złapał jej dłoń – Wiem, że jesteś uparta, ale pamiętaj, że ja też. Też jestem Dassler. Tylko z tych trochę mniej znanych. – chichotał, a kobieta nadal się nie odzywała, tylko patrzyła tępo przed siebie – Posłuchaj, Mia, – pochylił się nad wiotkim, damskim ciałem – gdybym nie chciał, nie byłoby mnie tutaj. Nie zapominaj o tym, że mimo wszystko jesteśmy rodziną. A ja dobrze wiem, że nie masz nikogo oprócz mnie.
– Skąd ta pewność? – ton jej głosu był wyzuty z jakichkolwiek emocji.
– Znam cię lepiej niż mogłoby się wydawać, Mia. Wiem, że po rozstaniu z mężem nie angażowałaś się uczuciowo w żadną ze znajomości. A jak mniemam do niego nie zadzwoniłaś i on o niczym nie wie, racja?
– To nie jego sprawa. Nie jesteśmy już w świetle prawa ani niczego innego małżeństwem. – westchnęła ciężko i spojrzała na kuzyna – Dobra, Mario. Spakuj mi kosmetyki. Są w łazience w takiej niewielkiej szafce. – wytłumaczyła – Wyjadę na tydzień.
– Ale przecież to zbyt krótko. Nie musisz…
– Nie. – weszła mu w słowo – Pamiętam te wszystkie procedury i bzdury. Dostanę leki, Mario. Tydzień to wystarczająco dużo, żeby się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Będzie dobrze, Mario. Nie przejmuj się – poklepała Niemca po kolanie i posłała mu słaby uśmiech.
– Mia? – zaczął się bawić palcami – Jak dzwoniłem, odebrał Ivan. Ivan Rakitić. Jak to…możliwe? – spytał z trudem.
– Bo to wszystko miało miejsce na boisku podczas ich treningu.
– No okay, rozumiem. Ale Ivan? Myślałem, że cię nienawidzi po tym, co zrobiłaś.
– Tak, wiem. – jęknęła – Ale usłyszał, że chcieli mi dać paracetamol. Pamiętał o mojej alergii. – wzruszyła ramionami – Potem straciłam przytomność, a on nie czekał na karetkę i mnie tu przywiózł.
– Wiedział, jak ważny jest w twoim przypadku czas. – pokiwał głową ze zrozumieniem – A myślisz, że… No wiesz. Że powiedział Neuerowi?
– Nie. – odparła spokojnie – Na pewno nie. Ivan może i mi pomógł, ale nie ma amnezji. Pamięta, jak skrzywdziłam jego przyjaciela. Na pewno mu się zwierzał. W oczach Ivana jestem zimną suką bez uczuć, lecącą na władzę i pieniądze. – zrobiła „mądrą” minę – Więc jestem w stu procentach pewna, że do niego nie zadzwonił.

***

            Kolejne dni spędzane w Herzogenaurach działały Mii na nerwy. Mario traktował ją jak inwalidkę niezdolną do jakiejkolwiek czynności. Cud, że pozwalał jej normalnie korzystać z telefonu!
            Neuer była całą sytuacją niepocieszona. Nie dość, że utknęła tu razem z nadopiekuńczym Mario, przykuta do łóżka, to jeszcze była potrzebna Figo. Luis miał problem i prosił o spotkanie. Mia nie mogła mu tak po prostu odmówić. Tyle razy to on pomagał jej. Przyszedł czas na rewanż.
– Mario!
– Co jest, mała? – zapytał brunet.
– Ja się już dobrze czuję i wracam do siebie – powiedziała.
– Nie ma nawet takiej opcji. – zaśmiał się – Teraz jesteś pod moją opieką. I nawet nie myśl o uciecze. – zagroził – Jest tu dziesięciu ochroniarzy, więc nie masz szans. A jutro w domu odbędzie się bankiet z okazji nowo podpisanej przeze mnie umowy partnerskiej. Ubierz się jakoś ładnie – puścił jej oczko, po czym opuścił pomieszczenie.
            Blondynka porządnie się wkurzyła. Nie dość, że nie miała szans na wydostanie się stąd, bo była niejako otoczona stadem goryli, to na dodatek miała brać udział w jakimś głupim bankiecie? A co ją, do cholery, obchodziły interesy Mario i Pumy? Musiała się jakoś wyrwać z tej niemieckiej twierdzy. Musiała. Ale jak?
            Podczas oglądania kolejnych odcinków Breaking Bad wpadła na genialny pomysł. Wiedziała już, co zrobić, by kuzyn sam postanowił ją wyrzucić ze swojego domu. Nie zwlekając, zalogowała się na internetowe konto do dysku w chmurze, a następnie pobrała potrzebne zdjęcia oraz uruchomiła PowerPointa.

            Nazajutrz ubrała się w piękną czarną sukienkę i tego samego koloru balerinki, ponieważ szpilki na tę chwilę odpadały. Zaczesała włosy w eleganckiego koka, a następnie zapięła na nadgarstku bransoletkę, w której ukryty był pendrive z przygotowaną w nocy prezentacją. Uśmiechnęła się cwano do swojego odbicia w lustrze. Żwawym krokiem opuściła pokój, kierując się na dół, gdzie odbywała się impreza.
            Goście już popijali szampana czy też wino ­– kto co sobie zażyczył. Rozejrzała się po sali, a kiedy jej wzrok napotkał projektor i duży ekran, na jej twarz mimowolnie wpłynął wielki uśmiech. Tak jak się tego spodziewała, w planach była jakaś prezentacja. Teraz pozostało jedynie jakoś się tam zakręcić i podmienić nośniki. Ale dla chcącego nic trudnego.

            Po godzinie Mario wszedł na lekki podest tuż przed ekranem. Uśmiechnął się do zebranych, rozpoczynając tym samym swoją przemowę i dając znak, by odpalono prezentację. Mężczyzna z zapałem wypowiadał kolejne zdania, pragnąć zrobić na zebranych ludziach wrażenie. Jednak szepty w rogu sali, a potem chichoty świadczyły, że coś tu nie grało. Dassler, wiedziony pierwotnym instynktem obejrzał się za siebie i stanął jak wryty. Na ekranie ukazywały się zdjęcia z jego szaleńczych nastoletnich eskapad po różnych zakątkach globu. Na jednym ze zdjęć pozował przed klubem go–go w Tajlandii, na innym był całkiem nagi i pijany. Mario oblał się rumieńcem i kazał wyłączyć sprzęt. Natychmiast przeprosił gości i starał się tę sytuację obrócić w żart. Podszedł do śmiejącej się do rozpuku Mii oraz władczo chwycił ją za ramię i pociągnął w jeden z korytarzyków.
– To twoja sprawka, tak?! – kipiał ze złości.
– Oj, sam chciałeś ostatnio powspominać stare czasy – otarła łzę śmiechu z kącika oczu.
– Mia, do cholery, to nie jest śmieszne! – huknął tak, że zapewne wszyscy go słyszeli – Jestem poważnym biznesmenem, a to jest bankiet, a nie jakaś posiadówa z kumplami. Chciałaś zrujnować mi tym wizerunek i firmę? – zezłościł się.
– Bo kim ty niby myślisz, że ty jesteś, co? Rozkapryszony dziedzic, ot co! – odgryzła się.
– Jesteś niepoważna! – teraz kłócili się już na całego.
– To ty jesteś skończonym dupkiem i trzęsiportkiem, który potrafi jedynie liczyć zera na koncie. Nic poza tym!
– Nie mam zamiaru tego słuchać. – pokręcił głową – Zrobiłaś tę prezentację celowo, tak? Chciałaś mnie ośmieszyć?
– Tak – przyznała, hardo patrząc mu w oczy.
– Nie, ja już nie mam do ciebie siły, Mia. Ty z wiekiem nie mądrzejesz, a jeszcze bardziej głupiejesz. – pokręcił głową, wskazując palcem na drzwi – Wynoś się stąd. Nie chcę cię tutaj widzieć.
– Z wielką chęcią – odwróciła się na pięcie i dumna niczym paw, opuściła posiadłość swego kuzyna.

***

            Zapłaciła taksówkarzowi, który dowiózł ją pod same drzwi jednej z lepszych w mieście restauracji. Z wysoko uniesioną głową przekroczyła próg O Paparico, kiwając głową w odpowiedzi na „bom dia” wypływające z ust personelu. W najbardziej oddalonym zakątku lokalu, tuż przy kamiennej ścianie, w nastrojowym półmroku stał nakryty dla dwóch osób stolik, a przy nim siedział popularny Portugalczyk. Uśmiechnął się lekko na jej widok i odsunął dla niej krzesło.
– Luis, jaki z ciebie gentleman – zaśmiała się uroczo, całując go w policzek.
– Wątpiłaś w to kiedykolwiek?
– Ależ skąd. W ciebie? – upiła łyk czerwonego wina. Uśmiechnęła się, rozkoszując się tym smakiem.
– Wytrawne, takie jak lubisz – zauważył.
– Tak. – spojrzała na kieliszek, a potem na emerytowanego piłkarza – Ale nie ściągnąłeś mnie do Porto, by zachwycać się winem podawanym w jednej z tutejszych restauracji, nieprawdaż?
– Masz rację.
– A więc? – uniosła wysoko jedną brew – W czym mogę ci pomóc, Figo?
– Wiesz, że byłem z Cristiano w Maroku? – zapytał, poprawiając się na krześle.
– Z Ronaldo? – spojrzała na niego – Coś mi tam świta, ale nadal nie wiem, o co chodzi? Żeluś coś przeskrobał i mam go nastraszyć? – chichotała.
– Nie. – zaprzeczył – Chodzi o to… – westchnął – Będę z tobą szczery. Jak na spowiedzi. – skinęła głową na znak, że zrozumiała, jednocześnie robiąc się poważna – Byliśmy tam we dwóch i postanowiliśmy pójść do jednego z klubów nocnych. Alkohol lał się strumieniami, był striptiz, kobiety… – podrapał się po szyi – No i tak jakoś się stało, że wylądowaliśmy w trójkącie z taką jedną cycatą panienką.
– No dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego? Mam cię obronić przed żoną? – zakpiła – A może zapłodniliście tę cytatkę?
– Niestety, nie o to chodzi.
– A o co? – odpowiedziała jej cisza – Jest poważniej?
– Jest nagranie.
– Co?! – pisnęła, zasłaniając usta dłonią. Rozejrzała się dookoła, po czym pochyliła nad stolikiem i szeptała – Jakie nagranie?
– No wiesz… Jak my ją posuwamy i się macamy… Boże, to jest kompromitujące – schował twarz w dłoniach.
– Dobra. – jęknęła – Wiecie, kto ma to nagranie? – pokiwał głową – Więc?
– Karim Benzema.
– No proszę… Karim? – prychnęła – Więc czego chce? – w odpowiedzi wręczył jej kartkę – Serio? Boże, co ja mam z wami zrobić? – westchnęła – Dobra, Luis, nie przejmuj się. – poklepała go po dłoni – Zajmę się tym.
– Naprawdę? – spojrzał na nią z ukosa.
– Tak. – potwierdziła – Mam coś na niego i teraz to wykorzystam.
– Skąd ty niby coś na niego masz?

– Moje macki sięgają nawet tam, gdzie nikt nie widzi – uśmiechnęła się triumfalnie, po czym zaczęła sączyć kolejny kieliszek wina. Myślami już była w domu francuskiego snajpera, który był zdany na jej łaskę w kwestii występu podczas nadchodzących Mistrzostw Europy w jego ojczyźnie.

***
Takiej Mii się spodziewaliście?
Krótka zapowiedź kolejnego rozdziału już na blogu: http://lilas-word.blogspot.com/2017/01/sneak-peek-no9.html
U mnie teraz ciężki okres, ale mam nadzieję, że u Was lepiej. Niemniej jednak nie mogę obiecać, kiedy pojawi się na blogu coś nowego. Chociaż może Wasze komentarze dadzą mi jakiegoś kopa? ;)

sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 8.

            Spokojnym krokiem szli szerokim, ciemnym korytarzem. Ciszę zakłócały odgłosy stukania eleganckich, skórzanych butów prezydenta Bartomeu. Mia nie odezwała się nawet słowem od chwili, kiedy opuścili gabinet. Dziewczyna się denerwowała. Tak jak zawsze się denerwowała, gdy jej stopy zagościć miały na murawie.
            W tunelu pojawiło się światełko. Na policzkach dało się poczuć delikatny wiaterek. W końcu oczom obojga ukazało się boisko wraz z trenującymi na nim piłkarzami. Hiszpan zerknął na wielki, złoty zegarek, zdobiący jego smukły nadgarstek.
– Za jakieś dziesięć minut skończą. – uśmiechnął się życzliwie – Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli pójdę przez sekundkę porozmawiać z Luisem?
– Nie, spokojnie. Idź – odwzajemniła się tym samym.
– A ty w tym czasie możesz się przejść. Obuwie masz sportowe, więc możesz poczłapać aż do bramki. Możesz się przekonać, jak się zmieniły od twoich czasów świetności – puścił jej oczko i ruszył w kierunku trenera.
            Niemka przymknęła oczy i zwróciła twarz ku słońcu. Wciągnęła maksymalną ilość świeżego, barcelońskiego powietrza, po czym zaczęła iść przed siebie wzdłuż bocznej linii boiska. Im bliżej była linii końcowej, tym jej kroczki stawały się coraz to mniejsze i bardziej nieśmiałe. Mocno zacisnęła wargi, kiedy opuszkami palców lewej dłoni dotknęła metalowego słupka. Przeszył ją dziwny dreszcz. Podniosła wzrok i dokładnie lustrowała bramkę. Mocny, solidny słupek, śnieżnobiałe supły tworzące siatkę, aż w końcu część, którą uwielbiała najbardziej. Powoli przesuwała wzrokiem, jak najbardziej odciągając w czasie chwilę, w której dane jej będzie ujrzeć ten metalowy fragment. Czuła, że ta chwila już tuż tuż. Ale wtem zauważyła, że ktoś się jej bacznie przyglądał. Bramkarz obserwował każdy jej ruch. Zamrugała kilkukrotnie.
– Czemu się tak przyglądasz? – uniósł wysoko brew, wymawiając ostrożnie niemieckie słowa.
– Po prostu… – westchnęła ciężko i utkwiła wzrok w spojeniu bramki. Ciężko przełknęła ślinę. Bała się, ale wiedziała, że jeśli nie teraz, to nigdy się na to nie odważy – Mogę? – spojrzała niepewnie na ter Stegena.
            Niemiec pokiwał powolnie głową. Jego rodaczka odepchnęła się od bocznej części bramki. Delikatnie stawiała kolejne kroki w polu bramkowym. Szła niczym zahipnotyzowana. Serce waliło jej jak młot. Puls miała niewątpliwie przyspieszony. Na gładkim czole pojawiły się kropelki potu. Stanęła dwa centymetry przed linią bramkową. Spojrzała spod długich rzęs w górę. Zwiesiła ręce wzdłuż ciała, zacisnęła dłonie w pięści, wzięła głęboki wdech i ponownie uniosła głowę. Przymknęła oczy, podskoczyła, a już po chwili pod skórą dłoni poczuła chłodny metal. POPRZECZKA. Uśmiechnęła się szeroko, skrzyżowała nogi w kostkach i podciągnęła się. Zerknęła na Marca, który był lekko zdziwiony, ale zdawał się podziwiać podciągającą się na poprzeczce bramki blondynkę. Dziewczyna po chwili znowu oboma stopami dotykała podłoża. Potarła ręce o spodnie zapewne w celu usunięcia niewielkiej ilości potu. Przeczesała długie, proste włosy palcami i odchrząknęła.
– Przepraszam. To po prostu było silniejsze ode mnie. Od wielu lat tego nie robiłam. – westchnęła – Nie powinnam ci przeszkadzać w treningu. Wybacz – rzuciła i ruszyła przed siebie.
– I tak już skończyłem. – wzruszył ramionami – Dawno nie grałaś, co?
– Skąd ty… – spojrzała nań przerażona – Rakitić? Mogłam się spodziewać. – jęknęła – Dawne dzieje – machnęła ręką.
            Żwawo kroczyła w stronę środka boiska, kiedy pod nogą poczuła piłkę. Położyła na niej stopę. Wpatrywała się w ten okrągły przedmiot, po czym go podbiła. Raz, drugi, trzeci. Przyjęła na kolanko i kontynuowała odbijanie. Wkrótce piłka ponownie znalazła się na murawie, pod jej butem, a obok pojawił się Masip, który usiłował zabrać Niemce obiekt jego westchnień. Zaczęli się kiwać. Uśmiechali się szeroko, a ludzie się im przyglądali. Sprawy toczyły się tak szybko.
Neuer źle ustawiła prawą nogę. Najpierw poczuła ukłucie tuż nad kostką, a chwilę później uderzenie i strzyknięcie. Przed jej oczami pojawiły się mroczki. Czuła, jak upadała na ziemię. Zacisnęła zęby i spróbowała dotknąć prawej kończyny. Syknęła z bólu. Przerażony Jordi nie wiedział, co się stało. Machnął na sztab lekarski, który począł dążyć w kierunku blondynki tak samo, jak większość zawodników. Dziewczyna zwijała się z bólu, a po jej policzkach powoli zaczęły spływać wielkie jak groch łzy.
– Ej, Rakitić, a ty nawet tam nie podejdziesz? – zarzucił przyjacielowi ter Stegen.
– Po co? – wzruszył ramionami – Medycy jej zaraz pomogą. Pewnie nic poważnego. W końcu co się mogło stać?
– Nie wiem. Ale tak się zwija z bólu, że zaraz dadzą jej końską dawkę paracetamolu, żeby dotrwała do szpitala.
– Czekaj. Co?! – jego oczy zrobiły się wielkie z przerażenia – Paracetamol?! Cholera! – odepchnął Niemca i pobiegł ku dziewczynie – Oddawaj to, Rafel! – warknął i wyrwał strzykawkę mężczyźnie.
– Ej, Ivan. – odezwał się Marc-Andre – Ja wiem, że ty jej nienawidzisz, ale naprawdę nie widzisz, że ona cierpi?
– Widzę – rzucił przez zaciśnięte zęby.
– Oddaj strzykawkę. To jej pomoże – nalegał medyk.
– Nie. – pokręcił zdecydowanie głową – To ją zabije.
– Dajcie mi ten cholerny paracetamol! – wychrypiała dziewczyna – Daj im to!
– Co?! Zwariowałaś?! To cię zabije!
– Nie ważne! Chcę poczuć ukojenie. – płakała – Ivan, błagam…
– O co chodzi?! Daj tę cholerną strzykawkę! – krzyknął niemiecki bramkarz.
– Ona jest uczulona na paracetamol, idioto! To ją zabije! – wrzeszczał na całe gardło, a oczy zaszły mu łzami – Mia. – pogładził jej włosy – Mia, co cię boli?
– Ivan… – pokręciła głową.
– Noga?
– To już nie ma sensu. – kręciła głową – Dajcie mi ten paracetamol! – krzyknęła.
– Ale przecież… – Rakitić nie rozumiał.
– Ivan. – spojrzała mu prosto w oczy – To prawa noga. Piszczel. Nisko. Rozumiesz? – zalała się łzami – To koniec. Nie dam rady. Nie chcę być ka… – Chorwat wszedł jej w słowo.
– Mia, spokojnie. – głaskał ją po głowie – Usztywnijcie jej delikatnie tę nogę. Szybko! – polecił sztabowi – Mia, cichutko. Będzie dobrze. – ścierał jej łzy – Będzie dobrze.
– Przestań pieprzyć, Ivan. – prychnęła – Dobrze wiesz, co powiedział wtedy lekarz. Dobrze wiesz, dlaczego nie mogę robić nic poza lekkim joggingiem i co oznacza dla mnie kontuzja prawej nogi. A zwłaszcza ból i strzyknięcie kości piszczelowej lub w okolicach kostki. – złapał ją za dłoń – To koniec – wyszeptała i zemdlała.

            Ivan pędził jak nigdy dotąd. Złamał chyba każdy z możliwych przepisów, każde ograniczenie prędkości. Zaciskał mocno palce na skórzanej kierownicy i z trwogą spoglądał na tylne siedzenie, gdzie leżała drobna blondynka. Nie mogli pozwolić sobie na czekanie na karetkę. Nie, on nie mógł pozwolić na to, by Niemce uciekła choćby jedna cenna minuta. Bał się, że mogłaby przeważyć na zdrowiu i przyszłości dziewczyny. Nie było więc innej opcji, jak tylko wziąć sprawy w swoje ręce i samemu zawieźć Neuer do kliniki.
            Kiedy zajechali pod szpital, szybko przetransportował Mię do środka. Pielęgniarki nie chciały ich przyjąć. Musiał narobić niezłego hałasu, by w natychmiastowym tempie przewieziono kobietę na konsultację chirurgiczną i ortopedyczną. Siedział niecierpliwie na korytarzu, gdy dołączyli do niego Roberto i ter Stegen. Zajęli miejsca na niewygodnych siedzeniach. Byli cicho.
– Przepraszam, który z panów jest rodziną albo partnerem? – przyjrzała się uważnie piłkarzom starsza pielęgniarka. Mężczyźni spojrzeli po sobie, aż w końcu Sergi niepewnie podniósł dłoń – Dobrze. W takim razie proszę, tutaj jest ankieta. – wręczyła mu plik kartek na białej podkładce – Proszę to wypełnić. Będziemy potrzebować tych informacji do rejestracji i leczenia pacjentki.
– W porządku – pokiwał głową Katalończyk. Pielęgniarka odeszła, a chłopak nadal siedział i tępo wpatrywał się w kartki. Błądził wzrokiem po tych wszystkich rubryczkach oraz marszczył brwi. Włączył długopis, ale w pewnej chwili zamarł.
– Co jest? Pisz! – poganiał go Rakitić.
– Ale… ­– głośno przełknął – Ja znam tylko jej imię i nazwisko… Tu jest potrzebny adres zameldowania, a ona nie jest zameldowana w Pedralbes… No i grupa krwi…
– Czekajcie, ja mam jej torebkę. Powinna mieć tu gdzieś portfel… – zaczął szukać Marc-Andre.
– Marc, znajdź jej dowód i adres. A ty… – zerknął na młodszego kolegę, po czym westchnął – Daj mi to. – wyrwał mu dokumentację. Ponownie zajął miejsce na krzesełku między kumplami, a następnie począł bezproblemowo wypełniać kolejne rubryczki – Imię… – wpisał – Drugie imię… Nazwisko… Nazwisko rodowe… – w tym momencie mocniej zacisnął usta, ale wpisał te kilka literek – Obywatelstwo… Miejsce zameldowania. Marc? – Niemiec podał mu dowód, z którego Chorwat przepisał adres – Data urodzenia… Miejsce urodzenia… Grupa krwi… Alergie… Wady wrodzone… Przebyte operacje… – jęknął – Już. Proszę – zaniósł ankietę pielęgniarkom, a następnie powrócił przed salę.
– Ivan? – spytał nieśmiało chłopak z Reus – A skąd ty… Skąd ty to wszystko wiedziałeś? Nie znałeś tylko jej adresu…
– Mówiłem ci przecież, że się znamy. – wyłamywał nerwowo palce. Ważył słowa, by nie zdradzić zbyt wiele – Kiedyś się tak jakby przyjaźniliśmy. Znaczy… – wstał – Ja się przyjaźniłem z jej facetem. Nieważne. – westchnął – Znałem ją jeszcze jako pannę, więc znałem nazwisko rodowe. – wzruszył ramionami – A poza tym, kiedyś już z nią byłem w szpitalu, więc poniekąd pamiętałem, co wtedy wpisywałem.
– Panowie z rodziny? – spytał niespodziewanie lekarz.
– Doktorze, co z nią? – dopadł go natychmiast Chorwat – Co z nogą?
– To pan ją tu przywiózł?
– Tak, ja. Ale proszę mi powiedzieć. – jęczał – Co z Mią? Jak ona się czuje? Jak noga? Czy… – lekarz mu przerwał.
– Powiem tak. – podrapał się po głowie – Stan pani Mii jest stabilny i w żadnym wypadku nie zagraża jej życiu. – ter Stegen i Roberto odetchnęli z ulgą – Natomiast w związku z historią pacjentki… Nie chcę pana czarować. – spojrzał prosto w oczy Rakitića – Sprawa jest skomplikowana. Zrobiliśmy, co mogliśmy. Efekty zobaczymy jutro. Przewieziemy ją wtedy na kolejne badania.
– Dlaczego dopiero jutro? – dziwił się.
– Pani Mia jest wyczerpana. Nie chcemy jeszcze bardziej forsować jej organizmu. Tym bardziej, że do domu i tak jej na razie nie wypuścimy.
– A czy… Czy ja… – czuł się niezręcznie – Mógłbym do niej wejść?
– Tak, jak najbardziej. – posłał mu lekki uśmiech – Za godzinę powinna się obudzić, ale można do niej wejść. Jednak wolałbym, by nie forsować i nie denerwować mojej pacjentki.
            Ivan pokiwał głową na znak tego, że zrozumiał. Ruszył w stronę swoich kolegów, po czym usiłował przekonać Sergiego, że zostanie w szpitalu. Obiecał, że będzie tu, kiedy Niemka się obudzi. Wiedział, że zostanie tu do rana. Zadzwoni tylko do Raquel i szybko nakreśli jej sytuację. Mauri na pewno nie będzie miała nic przeciwko, bo przecież obie panie się znały – trochę, bo trochę, ale jednak.
– Ivan, ale… – nadal spierał się z nim Roberto.
– Cholera, Sergi! – przeklął – Przecież ty nic o niej nie wiesz!
– Nie prawda – oburzył się.
– Tak? – zaśmiał się – To dlaczego ja musiałem wypełniać jej papiery? – potrząsnął nim – Zrozum to. Mia jest w ciężkim stanie. Zwłaszcza psychicznym. Kiedy się obudzi będzie potrzebowała kogoś, kto wie o niej wszystko. Wszystko, rozumiesz?
– I ty niby wiesz wszystko, tak? – burknął.
– Wiem. – potwierdził – Nieraz widziałem ją w gorszej kondycji psychicznej. Wiem, jak jej pomóc, jak się zachować. Ty bałbyś się cały czas, że palniesz coś nietaktownie. Posłuchaj mnie i jedź do domu. Nic tu po tobie. I tak jest za słaba, żeby z tobą gadać. – przejechał otwartą dłonią po włosach – Jedź. Ja tu zostanę i jakby coś się działo, będę cię informował.

***

            Kilka razy zamrugała i w końcu udało jej się otworzyć oczy. Rozejrzała się po otoczeniu. Białe ściany, sufit. Serce zaczęło jej bić szybciej. Nie poznawała tego miejsca. Nie przypominała sobie, co tu robiła, ani jak się tu dostała. Ostatnie, co pamiętała to klęczący przy niej Rakitić, trzymający uspokajająco za dłoń. A potem – pustka.
Przesunęła się delikatnie na łóżku i zerknęła w prawo. Na plastikowym krześle siedziała męska postać.
– Ivan? – szepnęła zachrypniętym głosem. Mężczyzna podniósł się i złapał jej chłodną dłoń w swoją.
– Ciii… – pochylił się i ucałował jej czoło – Spokojnie, jesteś w szpitalu. Przywiozłem cię tu zaraz po tym, jak straciłaś przytomność. – skrzywił się – Napędziłaś mi stracha.
– Trzeba było dać mi ten cholerny paracetamol – fuknęła.
– Przestań, Mia. – skarcił ją – Będzie…
– Nie, nie będzie dobrze. – wyrwała rękę z jego uścisku – Rakitić, nie kłam. Przecież wiem, co mnie teraz czeka. – głos jej się załamał, a po policzku spłynęła łza – Nie chcę… Nie potrafię… – pociągnęła nosem – Nie mogę, Ivan, nie mogę.
– Dasz radę. Miałaś operację, poskładali cię. Jutro z rana zawiozą cię na rentgen, żeby się przekonać, że wszystko jest na swoim miejscu. Będziesz chodzić. Słyszysz, Dassler? Będziesz chodzić! – starał się ją pocieszyć.
– Nie jestem Dassler – pokręciła z rozbawieniem głową.
– Wolisz Neuer? – zachichotał, a ona zapalczywie pokiwała głową – Okay. W takim razie, masz mi uwierzyć, Neuer. – pochwycił jej chudą dłoń i ucałował knykcie – Zarówno Dasslerowie, jak i Neuerowie się nie poddają. I ani mi się waż o tym zapomnieć! – pogroził jej paluszkiem.
– Czemu to robisz? – zadała pytanie, którym zbiła go z tropu.
– Ale co?
– Czemu się mną opiekujesz? Jesteś tu, choć nie musisz.
– Dobrze wiesz, że mimo tego wszystkiego… – westchnął – Nie roztrząsajmy tego, Mia, okay? Jestem i możesz na mnie liczyć, dopóki ktoś się tobą nie zajmie.
– Przecież wiesz, że nie mam nikogo.
– Mylisz się. Masz rodzinę. Masz Mario – zauważył.
– Co?
– Jak byłaś nieprzytomna… Mario dzwonił. Odebrałem i powiedziałem mu, co się stało. – podrapał się po karku – Dziesięć minut temu wsiadł do samolotu i niedługo będzie w Barcelonie.
– Ivan… – zaczęła, ale jej przerwał.
– Nie, Mia. To ty raz posłuchaj innych. Swojego męża nie posłuchałaś, ale może teraz przynajmniej mnie posłuchasz w kwestii swojego zdrowia.



 ***
Czy coś się Wam rozjaśnia? Kilka nowych faktów z życia Mii wypływa na wierzch. Co tak naprawdę wie Rakitić? I czy może stanowić zagrożenie nie tylko dla niej, ale i dla wielu innych osób ze świata piłki?
Czekam na Wasze opinie, a zapowiedź kolejnego rozdziału już znajdziecie na blogu: http://lilas-word.blogspot.com/2017/01/sneak-peek-no8.html
Zostało jeszcze kilka dni do zakończenia ankiety, więc zapraszam do wzięcia w niej udziału. ;)

piątek, 6 stycznia 2017

Rozdział 7.

            Tuż przed przerwą reprezentacyjną piłkarze mogli zaprosić na trening osoby ze swojego otoczenia, by poprzyglądały się ich poczynaniom z wysokości trybun. Roberto zaprosił Mię, która miała wkrótce udać się na pewien czas do Niemiec. Dziewczyna bardzo się ucieszyła z jego gestu, choć toczyła ze sobą wewnętrzną walkę. Od lat brakowało jej piłki nożnej, treningów… Trudno było jej się pogodzić z losem, ale w takim stanie fizycznym nie  miała szans spełnienia swoich marzeń. Jedyne co jej pozostawało, to oglądanie gry innych.
            Szeroko uśmiechnięty Sergi krzątał się po szatni, usiłując założyć ochraniacze. Wychodziło mu to nieco komicznie, ale koniec końców udało mu się i był gotowy do wyjścia na murawę. Dzisiaj dawał z siebie wszystko. Nie chodziło mu tylko o przypodobanie się trenerowi, ale też o pokazanie się z jak najlepszej strony młodej Niemce. Liczył, że coś mogło z tego wyjść.
– A ty co taki zadowolony, co? – zaśmiał się ter Stegen, podbiegając do kumpla po zakończeniu treningu – Przed kim się tak popisywałeś?
– Zaprosiłem Mię – rzucił nieśmiało.
– Jaką Mię? – wtrącił się chorwacki pomocnik, uwieszając się na ramionach młodszych kolegów po fachu – Mam naskarżyć Danieli, Marc-Andre? – udawał powagę.
– Ivan, przecież to nie ja zaprosiłem tu jakąś laskę, tylko ten ciołek – wskazał palcem na Katalończyka.
– Nasz Sergi się zakochał? – uszczypnął go w policzek.
– Oj, tam od razu się zakochał. Ładna jest i dobrze się z nią gada, więc czemu nie spróbować? – wzruszył ramionami.
– No to kiedy poznamy moją rodaczkę? – dociekał bramkarz.
– Co? No nie mów, że przygruchał sobie Niemkę! – śmiał się Rakitić.
– To nie jest śmieszne. – obruszył się młodzian – Jeśli chcecie, możecie poznać ją już za chwilę, bo czeka na mnie na parkingu. Przedstawię was sobie – zaproponował, a oni się zgodzili.
            W świetnych nastrojach, żartując, nie wiedzieć kiedy znaleźli się w podziemiach ośrodka. Tuż obok czarnego Audi Roberto stała wysoka, szczupła blondynka, grzebiąca w swoim telefonie. Kiedy zauważyła piłkarzy, wcisnęła komórkę do tylnej kieszeni jeansów i posłała im nieśmiały uśmiech. Katalończyk podbiegł do niej i ucałował w policzek, co zaowocowało zarumienieniem się kobiety. Zamrugała kilka razy i dopiero wtedy spostrzegła, kto towarzyszył niebieskookiemu. Postanowiła się jednak niepotrzebnie nie denerwować i odezwała się.
– Cześć.                        
– Hej. – podał jej dłoń golkiper – Marc-Andre ter Stegen. – przedstawił się – Sergi mówił, że jesteś Niemką?
– Tak. – zaśmiała się cicho – Sergi, to aż takie dziwne, że musisz wszystkim o tym paplać? – pchnęła go żartobliwie w ramię.
– Po prostu nieczęsto zdarza się ładna Niemka. Do tej pory znałem tylko dziewczynę ter Stegena, a teraz ty też psujesz wyobrażenie Niemek. – wzruszył ramionami – Nic na to nie poradzę, Mia. Trzeba się było urodzić brzydszą.
– Głupek – pokazała mu język.
– I tak mnie lubisz. – odwdzięczył się tym samym – No, ale wracając… To jest Ivan – wskazał Chorwata.
– My się już mieliśmy okazję poznać. Witaj, Mia – przyglądał się uważnie dziewczynie.
– Kopę lat, Ivan. Jak wam się układa z Raquel?
– Wyśmienicie. – rzucił przez zaciśnięte zęby – Pozdrowię ją od ciebie. Wybaczcie, ale na mnie już pora. Dzieci i żona na mnie czekają.
– Tak, zwłaszcza żony się boisz, co? – śmiał się Roberto.
– Małżeństwo to dla mnie świętość. Dwie osoby są po to, żeby się wspierać, a nie, by sprawiać im zawód – ruszył w stronę samochodu, bacznie przy tym obserwując reakcję Niemki, która ani drgnęła.
– Czekaj, jadę z tobą, bo mój jest u mechanika. – pobiegł za kumplem bramkarz – Do zobaczenia!
            Sergi i Mia pomachali im, a potem wsiedli do Audi piłkarza i odjechali. Ivan siedział na fotelu kierowcy i opierał głowę o kierownicę. Marc wyciągnął się wygodnie na siedzeniu i wykrzywił twarz w grymasie, odwracając się do Chorwata.
– Co jest, Ivan? Nigdzie ci się przecież nie spieszy, bo Raquel już wczoraj pojechała z dzieciakami do Chorwacji. O co chodzi? – przyjrzał się smutnemu blondynowi – Chodzi o tę dziewczynę Roberto? – pokiwał głową – Znasz ją, tak?
– Tak, poznaliśmy się kilka lat temu, jak jeszcze grałem w Schalke…
– I? – próbował coś z niego wyciągnąć – No mówże coś!
– Ech… – westchnął – Poznałem ją na jednym z treningów. Przychodziła na mecze, widywaliśmy się na imprezach, uroczystościach. Jak to z WAGs bywa. – zacisnął wargi – Naprawdę się polubiliśmy z jej facetem, dlatego dobrze ją znam. A ty jej nie znasz? – spojrzał na przyjaciela.
– Nie wydaje mi się. Raczej bym ją zapamiętał. – podrapał się po głowie – A powinienem ją znać?
– Faktycznie możesz jej nie znać osobiście, bo jest od ciebie starsza. Jest w moim wieku. Ale na pewno kiedyś o niej słyszałeś. Nie wierzę, że nie – obstawał uparcie przy swoim.
– Poczekaj, jak ona się nazywa?
– Mia Neuer – syknął.
– Neuer, Neuer… – myślał – Nie, chyba jednak nie. Czemu miałbym ją znać?
– Ona jest z Gelsenkirchen i kiedyś trenowała w damskiej drużynie Schalke, na bramce, ale jedno pechowe wyjście podczas meczu z Borussia Mönchengladbach zakończyło jej karierę. Dzięki Bogu, że nie skończyło się na kalectwie.
– Poczekaj, było faktycznie coś takiego… – pogładził się po brodzie – Ale ta laska miała jakoś inaczej na nazwisko. Na pewno nie Neuer.
– Tak, to prawda. Nazywała się Dassler. – prychnął – Po kontuzji jej chłopak mocno ją wspierał. Miał dopiero siedemnaście lat, a ona piętnaście, kiedy to się wydarzyło, ale już wtedy się bardzo kochali. Kiedy przyszedłem do Schalke, byli bardzo szczęśliwi, wręcz idealni. Dlatego nikogo nie zdziwiło, kiedy po jednym z treningów wręczyli nam zaproszenia na ślub w Dubaju. Zapewnili nam wszystkim egzotyczne wakacje. – zaśmiał się – Ona naprawdę była z nim szczęśliwa.
– Ale coś się stało, bo jak wnioskuję ona i ten twój kolega z Schalke nie są już razem. Do ślubu nie doszło? Zrobiła mu coś, że tak jej nie lubisz?
– Aż tak to widać? – westchnął – Nie są już razem, ale do ślubu doszło. Pobrali się w dwutysięcznym dziewiątym. Dobrze im się układało. On nigdy na nią nie narzekał. Lubiliśmy się i nawet, kiedy nasze drogi już się rozeszły, nadal utrzymywaliśmy kontakt.
– On też odszedł z Schalke?
– Tak. Odeszliśmy w tym samym roku. Ja przeszedłem do Sevilli, a on przeprowadził się do Bawarii. – posłał Niemcowi smutne spojrzenie – Mia przeprowadziła się z nim. Była szczęśliwa.
– Więc co się wydarzyło?
– Kilka lat temu, dwa albo trzy, nie pamiętam dokładnie, ale wtedy zmarł jej ojciec. Mia musiała zająć się firmą rodzinną.
– To chyba dobrze… – rzucił ostrożnie.
– Tak. Tylko, że oprócz firmy jej ojciec prowadził też inne „rodzinne interesy”. – namalował w powietrzu cudzysłów – Mia początkowo nie miała zamiaru ich prowadzić, ale któregoś dnia okazało się, że ktoś coś schrzanił, jakieś negocjacje czy układ… Nie wiem dokładnie, bo nie wypytywałem, wiem tylko tyle, co mi powiedział… Słuchaj, jej mąż wiedział, czym w tajemnicy, po cichu zajmowali się jej przodkowie. Pamiętam, że miesiącami przeklinał na wszelkie możliwe sposoby Starego, pradziadka Mii, bo to on stworzył to całe bagno. Po jakimś miesiącu zaczęli ich odwiedzać dziwni i wysoko postawieni ludzie, co nie wróżyło nic dobrego. Manu błagał ją, by się w to nie pchała, by zostawiła to wszystko w cholerę, ale ona sobie ubzdurała, że musi ratować imię rodziny, że musi skończyć to, co zaczęli oni. – przetarł twarz dłońmi – Bał się o nią. Chciał nią wstrząsnąć. Chciał, żeby otrzeźwiała i kazał jej wybierać. Albo te szemrane interesy, albo on.
– I?
– Tydzień później zadzwonił do mnie załamany i powiedział, że właśnie złożył papiery rozwodowe. Bardzo cierpiał. Przez nią.
– A teraz nie chcesz, żeby coś podobnego stało się Sergiemu. – wywnioskował – Pogadam z nim, ostrzegę. Ale nadal nie ogarniam… Jak grała to nazywała się Dassler. Teraz nazywa się Neuer – zauważył.
– Została przy nazwisku byłego męża.
– Czekaj… No to kto był jej mężem? – uśmiechnął się głupkowato – Chyba nie… – zbladł.

– Tak – odpowiedział krótko i uruchomił silnik.


***
Kilka spraw! 
1. http://lilas-word.blogspot.com/2017/01/sneak-peek-no7.html <- zapowiedź następnego rozdziału (jeśli ktoś jest ciekawy)
2. http://lilas-word.blogspot.com/ <- po prawej na górze pojawiła się ankieta dotycząca następnego opowiadania
3. Jak wrażenia po dzisiejszym rozdziale? Piszcie, czego się domyślacie - z chęcią poczytam Wasze przewidywania. ;*