sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 8.

            Spokojnym krokiem szli szerokim, ciemnym korytarzem. Ciszę zakłócały odgłosy stukania eleganckich, skórzanych butów prezydenta Bartomeu. Mia nie odezwała się nawet słowem od chwili, kiedy opuścili gabinet. Dziewczyna się denerwowała. Tak jak zawsze się denerwowała, gdy jej stopy zagościć miały na murawie.
            W tunelu pojawiło się światełko. Na policzkach dało się poczuć delikatny wiaterek. W końcu oczom obojga ukazało się boisko wraz z trenującymi na nim piłkarzami. Hiszpan zerknął na wielki, złoty zegarek, zdobiący jego smukły nadgarstek.
– Za jakieś dziesięć minut skończą. – uśmiechnął się życzliwie – Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli pójdę przez sekundkę porozmawiać z Luisem?
– Nie, spokojnie. Idź – odwzajemniła się tym samym.
– A ty w tym czasie możesz się przejść. Obuwie masz sportowe, więc możesz poczłapać aż do bramki. Możesz się przekonać, jak się zmieniły od twoich czasów świetności – puścił jej oczko i ruszył w kierunku trenera.
            Niemka przymknęła oczy i zwróciła twarz ku słońcu. Wciągnęła maksymalną ilość świeżego, barcelońskiego powietrza, po czym zaczęła iść przed siebie wzdłuż bocznej linii boiska. Im bliżej była linii końcowej, tym jej kroczki stawały się coraz to mniejsze i bardziej nieśmiałe. Mocno zacisnęła wargi, kiedy opuszkami palców lewej dłoni dotknęła metalowego słupka. Przeszył ją dziwny dreszcz. Podniosła wzrok i dokładnie lustrowała bramkę. Mocny, solidny słupek, śnieżnobiałe supły tworzące siatkę, aż w końcu część, którą uwielbiała najbardziej. Powoli przesuwała wzrokiem, jak najbardziej odciągając w czasie chwilę, w której dane jej będzie ujrzeć ten metalowy fragment. Czuła, że ta chwila już tuż tuż. Ale wtem zauważyła, że ktoś się jej bacznie przyglądał. Bramkarz obserwował każdy jej ruch. Zamrugała kilkukrotnie.
– Czemu się tak przyglądasz? – uniósł wysoko brew, wymawiając ostrożnie niemieckie słowa.
– Po prostu… – westchnęła ciężko i utkwiła wzrok w spojeniu bramki. Ciężko przełknęła ślinę. Bała się, ale wiedziała, że jeśli nie teraz, to nigdy się na to nie odważy – Mogę? – spojrzała niepewnie na ter Stegena.
            Niemiec pokiwał powolnie głową. Jego rodaczka odepchnęła się od bocznej części bramki. Delikatnie stawiała kolejne kroki w polu bramkowym. Szła niczym zahipnotyzowana. Serce waliło jej jak młot. Puls miała niewątpliwie przyspieszony. Na gładkim czole pojawiły się kropelki potu. Stanęła dwa centymetry przed linią bramkową. Spojrzała spod długich rzęs w górę. Zwiesiła ręce wzdłuż ciała, zacisnęła dłonie w pięści, wzięła głęboki wdech i ponownie uniosła głowę. Przymknęła oczy, podskoczyła, a już po chwili pod skórą dłoni poczuła chłodny metal. POPRZECZKA. Uśmiechnęła się szeroko, skrzyżowała nogi w kostkach i podciągnęła się. Zerknęła na Marca, który był lekko zdziwiony, ale zdawał się podziwiać podciągającą się na poprzeczce bramki blondynkę. Dziewczyna po chwili znowu oboma stopami dotykała podłoża. Potarła ręce o spodnie zapewne w celu usunięcia niewielkiej ilości potu. Przeczesała długie, proste włosy palcami i odchrząknęła.
– Przepraszam. To po prostu było silniejsze ode mnie. Od wielu lat tego nie robiłam. – westchnęła – Nie powinnam ci przeszkadzać w treningu. Wybacz – rzuciła i ruszyła przed siebie.
– I tak już skończyłem. – wzruszył ramionami – Dawno nie grałaś, co?
– Skąd ty… – spojrzała nań przerażona – Rakitić? Mogłam się spodziewać. – jęknęła – Dawne dzieje – machnęła ręką.
            Żwawo kroczyła w stronę środka boiska, kiedy pod nogą poczuła piłkę. Położyła na niej stopę. Wpatrywała się w ten okrągły przedmiot, po czym go podbiła. Raz, drugi, trzeci. Przyjęła na kolanko i kontynuowała odbijanie. Wkrótce piłka ponownie znalazła się na murawie, pod jej butem, a obok pojawił się Masip, który usiłował zabrać Niemce obiekt jego westchnień. Zaczęli się kiwać. Uśmiechali się szeroko, a ludzie się im przyglądali. Sprawy toczyły się tak szybko.
Neuer źle ustawiła prawą nogę. Najpierw poczuła ukłucie tuż nad kostką, a chwilę później uderzenie i strzyknięcie. Przed jej oczami pojawiły się mroczki. Czuła, jak upadała na ziemię. Zacisnęła zęby i spróbowała dotknąć prawej kończyny. Syknęła z bólu. Przerażony Jordi nie wiedział, co się stało. Machnął na sztab lekarski, który począł dążyć w kierunku blondynki tak samo, jak większość zawodników. Dziewczyna zwijała się z bólu, a po jej policzkach powoli zaczęły spływać wielkie jak groch łzy.
– Ej, Rakitić, a ty nawet tam nie podejdziesz? – zarzucił przyjacielowi ter Stegen.
– Po co? – wzruszył ramionami – Medycy jej zaraz pomogą. Pewnie nic poważnego. W końcu co się mogło stać?
– Nie wiem. Ale tak się zwija z bólu, że zaraz dadzą jej końską dawkę paracetamolu, żeby dotrwała do szpitala.
– Czekaj. Co?! – jego oczy zrobiły się wielkie z przerażenia – Paracetamol?! Cholera! – odepchnął Niemca i pobiegł ku dziewczynie – Oddawaj to, Rafel! – warknął i wyrwał strzykawkę mężczyźnie.
– Ej, Ivan. – odezwał się Marc-Andre – Ja wiem, że ty jej nienawidzisz, ale naprawdę nie widzisz, że ona cierpi?
– Widzę – rzucił przez zaciśnięte zęby.
– Oddaj strzykawkę. To jej pomoże – nalegał medyk.
– Nie. – pokręcił zdecydowanie głową – To ją zabije.
– Dajcie mi ten cholerny paracetamol! – wychrypiała dziewczyna – Daj im to!
– Co?! Zwariowałaś?! To cię zabije!
– Nie ważne! Chcę poczuć ukojenie. – płakała – Ivan, błagam…
– O co chodzi?! Daj tę cholerną strzykawkę! – krzyknął niemiecki bramkarz.
– Ona jest uczulona na paracetamol, idioto! To ją zabije! – wrzeszczał na całe gardło, a oczy zaszły mu łzami – Mia. – pogładził jej włosy – Mia, co cię boli?
– Ivan… – pokręciła głową.
– Noga?
– To już nie ma sensu. – kręciła głową – Dajcie mi ten paracetamol! – krzyknęła.
– Ale przecież… – Rakitić nie rozumiał.
– Ivan. – spojrzała mu prosto w oczy – To prawa noga. Piszczel. Nisko. Rozumiesz? – zalała się łzami – To koniec. Nie dam rady. Nie chcę być ka… – Chorwat wszedł jej w słowo.
– Mia, spokojnie. – głaskał ją po głowie – Usztywnijcie jej delikatnie tę nogę. Szybko! – polecił sztabowi – Mia, cichutko. Będzie dobrze. – ścierał jej łzy – Będzie dobrze.
– Przestań pieprzyć, Ivan. – prychnęła – Dobrze wiesz, co powiedział wtedy lekarz. Dobrze wiesz, dlaczego nie mogę robić nic poza lekkim joggingiem i co oznacza dla mnie kontuzja prawej nogi. A zwłaszcza ból i strzyknięcie kości piszczelowej lub w okolicach kostki. – złapał ją za dłoń – To koniec – wyszeptała i zemdlała.

            Ivan pędził jak nigdy dotąd. Złamał chyba każdy z możliwych przepisów, każde ograniczenie prędkości. Zaciskał mocno palce na skórzanej kierownicy i z trwogą spoglądał na tylne siedzenie, gdzie leżała drobna blondynka. Nie mogli pozwolić sobie na czekanie na karetkę. Nie, on nie mógł pozwolić na to, by Niemce uciekła choćby jedna cenna minuta. Bał się, że mogłaby przeważyć na zdrowiu i przyszłości dziewczyny. Nie było więc innej opcji, jak tylko wziąć sprawy w swoje ręce i samemu zawieźć Neuer do kliniki.
            Kiedy zajechali pod szpital, szybko przetransportował Mię do środka. Pielęgniarki nie chciały ich przyjąć. Musiał narobić niezłego hałasu, by w natychmiastowym tempie przewieziono kobietę na konsultację chirurgiczną i ortopedyczną. Siedział niecierpliwie na korytarzu, gdy dołączyli do niego Roberto i ter Stegen. Zajęli miejsca na niewygodnych siedzeniach. Byli cicho.
– Przepraszam, który z panów jest rodziną albo partnerem? – przyjrzała się uważnie piłkarzom starsza pielęgniarka. Mężczyźni spojrzeli po sobie, aż w końcu Sergi niepewnie podniósł dłoń – Dobrze. W takim razie proszę, tutaj jest ankieta. – wręczyła mu plik kartek na białej podkładce – Proszę to wypełnić. Będziemy potrzebować tych informacji do rejestracji i leczenia pacjentki.
– W porządku – pokiwał głową Katalończyk. Pielęgniarka odeszła, a chłopak nadal siedział i tępo wpatrywał się w kartki. Błądził wzrokiem po tych wszystkich rubryczkach oraz marszczył brwi. Włączył długopis, ale w pewnej chwili zamarł.
– Co jest? Pisz! – poganiał go Rakitić.
– Ale… ­– głośno przełknął – Ja znam tylko jej imię i nazwisko… Tu jest potrzebny adres zameldowania, a ona nie jest zameldowana w Pedralbes… No i grupa krwi…
– Czekajcie, ja mam jej torebkę. Powinna mieć tu gdzieś portfel… – zaczął szukać Marc-Andre.
– Marc, znajdź jej dowód i adres. A ty… – zerknął na młodszego kolegę, po czym westchnął – Daj mi to. – wyrwał mu dokumentację. Ponownie zajął miejsce na krzesełku między kumplami, a następnie począł bezproblemowo wypełniać kolejne rubryczki – Imię… – wpisał – Drugie imię… Nazwisko… Nazwisko rodowe… – w tym momencie mocniej zacisnął usta, ale wpisał te kilka literek – Obywatelstwo… Miejsce zameldowania. Marc? – Niemiec podał mu dowód, z którego Chorwat przepisał adres – Data urodzenia… Miejsce urodzenia… Grupa krwi… Alergie… Wady wrodzone… Przebyte operacje… – jęknął – Już. Proszę – zaniósł ankietę pielęgniarkom, a następnie powrócił przed salę.
– Ivan? – spytał nieśmiało chłopak z Reus – A skąd ty… Skąd ty to wszystko wiedziałeś? Nie znałeś tylko jej adresu…
– Mówiłem ci przecież, że się znamy. – wyłamywał nerwowo palce. Ważył słowa, by nie zdradzić zbyt wiele – Kiedyś się tak jakby przyjaźniliśmy. Znaczy… – wstał – Ja się przyjaźniłem z jej facetem. Nieważne. – westchnął – Znałem ją jeszcze jako pannę, więc znałem nazwisko rodowe. – wzruszył ramionami – A poza tym, kiedyś już z nią byłem w szpitalu, więc poniekąd pamiętałem, co wtedy wpisywałem.
– Panowie z rodziny? – spytał niespodziewanie lekarz.
– Doktorze, co z nią? – dopadł go natychmiast Chorwat – Co z nogą?
– To pan ją tu przywiózł?
– Tak, ja. Ale proszę mi powiedzieć. – jęczał – Co z Mią? Jak ona się czuje? Jak noga? Czy… – lekarz mu przerwał.
– Powiem tak. – podrapał się po głowie – Stan pani Mii jest stabilny i w żadnym wypadku nie zagraża jej życiu. – ter Stegen i Roberto odetchnęli z ulgą – Natomiast w związku z historią pacjentki… Nie chcę pana czarować. – spojrzał prosto w oczy Rakitića – Sprawa jest skomplikowana. Zrobiliśmy, co mogliśmy. Efekty zobaczymy jutro. Przewieziemy ją wtedy na kolejne badania.
– Dlaczego dopiero jutro? – dziwił się.
– Pani Mia jest wyczerpana. Nie chcemy jeszcze bardziej forsować jej organizmu. Tym bardziej, że do domu i tak jej na razie nie wypuścimy.
– A czy… Czy ja… – czuł się niezręcznie – Mógłbym do niej wejść?
– Tak, jak najbardziej. – posłał mu lekki uśmiech – Za godzinę powinna się obudzić, ale można do niej wejść. Jednak wolałbym, by nie forsować i nie denerwować mojej pacjentki.
            Ivan pokiwał głową na znak tego, że zrozumiał. Ruszył w stronę swoich kolegów, po czym usiłował przekonać Sergiego, że zostanie w szpitalu. Obiecał, że będzie tu, kiedy Niemka się obudzi. Wiedział, że zostanie tu do rana. Zadzwoni tylko do Raquel i szybko nakreśli jej sytuację. Mauri na pewno nie będzie miała nic przeciwko, bo przecież obie panie się znały – trochę, bo trochę, ale jednak.
– Ivan, ale… – nadal spierał się z nim Roberto.
– Cholera, Sergi! – przeklął – Przecież ty nic o niej nie wiesz!
– Nie prawda – oburzył się.
– Tak? – zaśmiał się – To dlaczego ja musiałem wypełniać jej papiery? – potrząsnął nim – Zrozum to. Mia jest w ciężkim stanie. Zwłaszcza psychicznym. Kiedy się obudzi będzie potrzebowała kogoś, kto wie o niej wszystko. Wszystko, rozumiesz?
– I ty niby wiesz wszystko, tak? – burknął.
– Wiem. – potwierdził – Nieraz widziałem ją w gorszej kondycji psychicznej. Wiem, jak jej pomóc, jak się zachować. Ty bałbyś się cały czas, że palniesz coś nietaktownie. Posłuchaj mnie i jedź do domu. Nic tu po tobie. I tak jest za słaba, żeby z tobą gadać. – przejechał otwartą dłonią po włosach – Jedź. Ja tu zostanę i jakby coś się działo, będę cię informował.

***

            Kilka razy zamrugała i w końcu udało jej się otworzyć oczy. Rozejrzała się po otoczeniu. Białe ściany, sufit. Serce zaczęło jej bić szybciej. Nie poznawała tego miejsca. Nie przypominała sobie, co tu robiła, ani jak się tu dostała. Ostatnie, co pamiętała to klęczący przy niej Rakitić, trzymający uspokajająco za dłoń. A potem – pustka.
Przesunęła się delikatnie na łóżku i zerknęła w prawo. Na plastikowym krześle siedziała męska postać.
– Ivan? – szepnęła zachrypniętym głosem. Mężczyzna podniósł się i złapał jej chłodną dłoń w swoją.
– Ciii… – pochylił się i ucałował jej czoło – Spokojnie, jesteś w szpitalu. Przywiozłem cię tu zaraz po tym, jak straciłaś przytomność. – skrzywił się – Napędziłaś mi stracha.
– Trzeba było dać mi ten cholerny paracetamol – fuknęła.
– Przestań, Mia. – skarcił ją – Będzie…
– Nie, nie będzie dobrze. – wyrwała rękę z jego uścisku – Rakitić, nie kłam. Przecież wiem, co mnie teraz czeka. – głos jej się załamał, a po policzku spłynęła łza – Nie chcę… Nie potrafię… – pociągnęła nosem – Nie mogę, Ivan, nie mogę.
– Dasz radę. Miałaś operację, poskładali cię. Jutro z rana zawiozą cię na rentgen, żeby się przekonać, że wszystko jest na swoim miejscu. Będziesz chodzić. Słyszysz, Dassler? Będziesz chodzić! – starał się ją pocieszyć.
– Nie jestem Dassler – pokręciła z rozbawieniem głową.
– Wolisz Neuer? – zachichotał, a ona zapalczywie pokiwała głową – Okay. W takim razie, masz mi uwierzyć, Neuer. – pochwycił jej chudą dłoń i ucałował knykcie – Zarówno Dasslerowie, jak i Neuerowie się nie poddają. I ani mi się waż o tym zapomnieć! – pogroził jej paluszkiem.
– Czemu to robisz? – zadała pytanie, którym zbiła go z tropu.
– Ale co?
– Czemu się mną opiekujesz? Jesteś tu, choć nie musisz.
– Dobrze wiesz, że mimo tego wszystkiego… – westchnął – Nie roztrząsajmy tego, Mia, okay? Jestem i możesz na mnie liczyć, dopóki ktoś się tobą nie zajmie.
– Przecież wiesz, że nie mam nikogo.
– Mylisz się. Masz rodzinę. Masz Mario – zauważył.
– Co?
– Jak byłaś nieprzytomna… Mario dzwonił. Odebrałem i powiedziałem mu, co się stało. – podrapał się po karku – Dziesięć minut temu wsiadł do samolotu i niedługo będzie w Barcelonie.
– Ivan… – zaczęła, ale jej przerwał.
– Nie, Mia. To ty raz posłuchaj innych. Swojego męża nie posłuchałaś, ale może teraz przynajmniej mnie posłuchasz w kwestii swojego zdrowia.



 ***
Czy coś się Wam rozjaśnia? Kilka nowych faktów z życia Mii wypływa na wierzch. Co tak naprawdę wie Rakitić? I czy może stanowić zagrożenie nie tylko dla niej, ale i dla wielu innych osób ze świata piłki?
Czekam na Wasze opinie, a zapowiedź kolejnego rozdziału już znajdziecie na blogu: http://lilas-word.blogspot.com/2017/01/sneak-peek-no8.html
Zostało jeszcze kilka dni do zakończenia ankiety, więc zapraszam do wzięcia w niej udziału. ;)

14 komentarzy:

  1. Cały rozdział czytałam z szeroko otworzoną buzią. Serio. To tak wszystko się szybko działo... I takie zaskoczenie! Jak dla mnie to by mógł się w tym opowiadaniu pojawić osobiście Manu.. Bo czemu nie? xd
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znasz mnie i wiesz, że lubię niespodzianki, więc niczego nie wykluczam. ;)

      Usuń
  2. O mamo, jaka ona biedna! :( Aż mi się płakać zachwiało..
    Ten rozdział zdecydowanie trzymał mnie w napięciu! Jesteś genialna, ale to już wiesz słońce. <3
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja.. Się porobiło.. Jak ty to robisz że potrafisz tworzyć taki niepowtarzalny nastrój co? ;-) Ale dzięki temu aż chce się czytać więc czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział to chyba najlepszy rozdział do tej pory na tym blogu. Tak przykro mi było gdy czytałam emocje towarzyszące jej na murawie :(
    Czekam już na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Który to już raz zbieram szczękę z podłogi...
    Jedno słowo SZACUN !
    ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszałaś, więc po takich miłych słowach musiałam po prostu tutaj wpaść i przeczytać...i powiem tak szczerze. Nie dziwię się wcale, że moim poprzedniczkom opadły szczęki! No, naprawdę nie spodziewałam się, że i ja zacznę zbierać zęby z ziemi!
    Zaimponował mi twój styl pisania, jak dla mnie bardzo lekki i taki, że oczy się same cieszą i wygodnie - akurat mi - się czyta rozdział. Mimo, iż ja bardziej preferuję siatkówkę i zdecydowanie w owej dyscyplinie się bardziej orientuję, to z wielkim zacieszem na buźce informuję, że zostaje na twoim blogu i na spokojnie idę nadrobić resztę rozdziałów.
    Czekam na więcej i jak bym mogła prosić o informowanie, kiedy pojawi się nowy rozdział.
    Ściskam, pozdrawiam i całuje Cicha ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, kochana, dziękuję za tak ciepłe słowa! :*
      Jasne, że będę informować. ;)

      Usuń
  7. Wiemy coraz więcej i zaczyna dziać się coraz więcej, a mnie podoba się to bardzo ;3

    OdpowiedzUsuń