Spokojnym krokiem szli szerokim,
ciemnym korytarzem. Ciszę zakłócały odgłosy stukania eleganckich, skórzanych
butów prezydenta Bartomeu. Mia nie odezwała się nawet słowem od chwili, kiedy
opuścili gabinet. Dziewczyna się denerwowała. Tak jak zawsze się denerwowała,
gdy jej stopy zagościć miały na murawie.
W tunelu pojawiło się światełko. Na
policzkach dało się poczuć delikatny wiaterek. W końcu oczom obojga ukazało się
boisko wraz z trenującymi na nim piłkarzami. Hiszpan zerknął na wielki, złoty zegarek,
zdobiący jego smukły nadgarstek.
– Za
jakieś dziesięć minut skończą. – uśmiechnął się życzliwie – Nie będziesz miała
nic przeciwko, jeśli pójdę przez sekundkę porozmawiać z Luisem?
–
Nie, spokojnie. Idź – odwzajemniła się tym samym.
– A
ty w tym czasie możesz się przejść. Obuwie masz sportowe, więc możesz poczłapać
aż do bramki. Możesz się przekonać, jak się zmieniły od twoich czasów
świetności – puścił jej oczko i ruszył w kierunku trenera.
Niemka przymknęła oczy i zwróciła
twarz ku słońcu. Wciągnęła maksymalną ilość świeżego, barcelońskiego powietrza,
po czym zaczęła iść przed siebie wzdłuż bocznej linii boiska. Im bliżej była
linii końcowej, tym jej kroczki stawały się coraz to mniejsze i bardziej
nieśmiałe. Mocno zacisnęła wargi, kiedy opuszkami palców lewej dłoni dotknęła
metalowego słupka. Przeszył ją dziwny dreszcz. Podniosła wzrok i dokładnie
lustrowała bramkę. Mocny, solidny słupek, śnieżnobiałe supły tworzące siatkę,
aż w końcu część, którą uwielbiała najbardziej. Powoli przesuwała wzrokiem, jak
najbardziej odciągając w czasie chwilę, w której dane jej będzie ujrzeć ten
metalowy fragment. Czuła, że ta chwila już tuż tuż. Ale wtem zauważyła, że ktoś
się jej bacznie przyglądał. Bramkarz obserwował każdy jej ruch. Zamrugała
kilkukrotnie.
–
Czemu się tak przyglądasz? – uniósł wysoko brew, wymawiając ostrożnie
niemieckie słowa.
– Po
prostu… – westchnęła ciężko i utkwiła wzrok w spojeniu bramki. Ciężko
przełknęła ślinę. Bała się, ale wiedziała, że jeśli nie teraz, to nigdy się na
to nie odważy – Mogę? – spojrzała niepewnie na ter Stegena.
Niemiec pokiwał powolnie głową. Jego
rodaczka odepchnęła się od bocznej części bramki. Delikatnie stawiała kolejne
kroki w polu bramkowym. Szła niczym zahipnotyzowana. Serce waliło jej jak młot.
Puls miała niewątpliwie przyspieszony. Na gładkim czole pojawiły się kropelki
potu. Stanęła dwa centymetry przed linią bramkową. Spojrzała spod długich rzęs
w górę. Zwiesiła ręce wzdłuż ciała, zacisnęła dłonie w pięści, wzięła głęboki
wdech i ponownie uniosła głowę. Przymknęła oczy, podskoczyła, a już po chwili
pod skórą dłoni poczuła chłodny metal. POPRZECZKA. Uśmiechnęła się szeroko,
skrzyżowała nogi w kostkach i podciągnęła się. Zerknęła na Marca, który był
lekko zdziwiony, ale zdawał się podziwiać podciągającą się na poprzeczce bramki
blondynkę. Dziewczyna po chwili znowu oboma stopami dotykała podłoża. Potarła
ręce o spodnie zapewne w celu usunięcia niewielkiej ilości potu. Przeczesała
długie, proste włosy palcami i odchrząknęła.
–
Przepraszam. To po prostu było silniejsze ode mnie. Od wielu lat tego nie
robiłam. – westchnęła – Nie powinnam ci przeszkadzać w treningu. Wybacz –
rzuciła i ruszyła przed siebie.
– I
tak już skończyłem. – wzruszył ramionami – Dawno nie grałaś, co?
–
Skąd ty… – spojrzała nań przerażona – Rakitić? Mogłam się spodziewać. – jęknęła
– Dawne dzieje – machnęła ręką.
Żwawo kroczyła w stronę środka
boiska, kiedy pod nogą poczuła piłkę. Położyła na niej stopę. Wpatrywała się w
ten okrągły przedmiot, po czym go podbiła. Raz, drugi, trzeci. Przyjęła na
kolanko i kontynuowała odbijanie. Wkrótce piłka ponownie znalazła się na
murawie, pod jej butem, a obok pojawił się Masip, który usiłował zabrać Niemce
obiekt jego westchnień. Zaczęli się kiwać. Uśmiechali się szeroko, a ludzie się
im przyglądali. Sprawy toczyły się tak szybko.
Neuer
źle ustawiła prawą nogę. Najpierw poczuła ukłucie tuż nad kostką, a chwilę
później uderzenie i strzyknięcie. Przed jej oczami pojawiły się mroczki. Czuła,
jak upadała na ziemię. Zacisnęła zęby i spróbowała dotknąć prawej kończyny. Syknęła
z bólu. Przerażony Jordi nie wiedział, co się stało. Machnął na sztab lekarski,
który począł dążyć w kierunku blondynki tak samo, jak większość zawodników.
Dziewczyna zwijała się z bólu, a po jej policzkach powoli zaczęły spływać
wielkie jak groch łzy.
– Ej,
Rakitić, a ty nawet tam nie podejdziesz? – zarzucił przyjacielowi ter Stegen.
– Po
co? – wzruszył ramionami – Medycy jej zaraz pomogą. Pewnie nic poważnego. W
końcu co się mogło stać?
– Nie
wiem. Ale tak się zwija z bólu, że zaraz dadzą jej końską dawkę paracetamolu,
żeby dotrwała do szpitala.
–
Czekaj. Co?! – jego oczy zrobiły się wielkie z przerażenia – Paracetamol?!
Cholera! – odepchnął Niemca i pobiegł ku dziewczynie – Oddawaj to, Rafel! –
warknął i wyrwał strzykawkę mężczyźnie.
– Ej,
Ivan. – odezwał się Marc-Andre – Ja wiem, że ty jej nienawidzisz, ale naprawdę
nie widzisz, że ona cierpi?
–
Widzę – rzucił przez zaciśnięte zęby.
–
Oddaj strzykawkę. To jej pomoże – nalegał medyk.
–
Nie. – pokręcił zdecydowanie głową – To ją zabije.
– Dajcie
mi ten cholerny paracetamol! – wychrypiała dziewczyna – Daj im to!
– Co?!
Zwariowałaś?! To cię zabije!
– Nie
ważne! Chcę poczuć ukojenie. – płakała – Ivan, błagam…
– O
co chodzi?! Daj tę cholerną strzykawkę! – krzyknął niemiecki bramkarz.
– Ona
jest uczulona na paracetamol, idioto! To ją zabije! – wrzeszczał na całe
gardło, a oczy zaszły mu łzami – Mia. – pogładził jej włosy – Mia, co cię boli?
–
Ivan… – pokręciła głową.
–
Noga?
– To
już nie ma sensu. – kręciła głową – Dajcie mi ten paracetamol! – krzyknęła.
– Ale
przecież… – Rakitić nie rozumiał.
–
Ivan. – spojrzała mu prosto w oczy – To prawa noga. Piszczel. Nisko. Rozumiesz?
– zalała się łzami – To koniec. Nie dam rady. Nie chcę być ka… – Chorwat wszedł
jej w słowo.
–
Mia, spokojnie. – głaskał ją po głowie – Usztywnijcie jej delikatnie tę nogę.
Szybko! – polecił sztabowi – Mia, cichutko. Będzie dobrze. – ścierał jej łzy –
Będzie dobrze.
–
Przestań pieprzyć, Ivan. – prychnęła – Dobrze wiesz, co powiedział wtedy
lekarz. Dobrze wiesz, dlaczego nie mogę robić nic poza lekkim joggingiem i co
oznacza dla mnie kontuzja prawej nogi. A zwłaszcza ból i strzyknięcie kości
piszczelowej lub w okolicach kostki. – złapał ją za dłoń – To koniec –
wyszeptała i zemdlała.
Ivan pędził jak nigdy dotąd. Złamał
chyba każdy z możliwych przepisów, każde ograniczenie prędkości. Zaciskał mocno
palce na skórzanej kierownicy i z trwogą spoglądał na tylne siedzenie, gdzie
leżała drobna blondynka. Nie mogli pozwolić sobie na czekanie na karetkę. Nie,
on nie mógł pozwolić na to, by Niemce uciekła choćby jedna cenna minuta. Bał
się, że mogłaby przeważyć na zdrowiu i przyszłości dziewczyny. Nie było więc
innej opcji, jak tylko wziąć sprawy w swoje ręce i samemu zawieźć Neuer do
kliniki.
Kiedy zajechali pod szpital, szybko
przetransportował Mię do środka. Pielęgniarki nie chciały ich przyjąć. Musiał
narobić niezłego hałasu, by w natychmiastowym tempie przewieziono kobietę na
konsultację chirurgiczną i ortopedyczną. Siedział niecierpliwie na korytarzu,
gdy dołączyli do niego Roberto i ter Stegen. Zajęli miejsca na niewygodnych
siedzeniach. Byli cicho.
–
Przepraszam, który z panów jest rodziną albo partnerem? – przyjrzała się
uważnie piłkarzom starsza pielęgniarka. Mężczyźni spojrzeli po sobie, aż w
końcu Sergi niepewnie podniósł dłoń – Dobrze. W takim razie proszę, tutaj jest
ankieta. – wręczyła mu plik kartek na białej podkładce – Proszę to wypełnić.
Będziemy potrzebować tych informacji do rejestracji i leczenia pacjentki.
– W
porządku – pokiwał głową Katalończyk. Pielęgniarka odeszła, a chłopak nadal
siedział i tępo wpatrywał się w kartki. Błądził wzrokiem po tych wszystkich
rubryczkach oraz marszczył brwi. Włączył długopis, ale w pewnej chwili zamarł.
– Co
jest? Pisz! – poganiał go Rakitić.
–
Ale… – głośno przełknął – Ja znam tylko jej imię i nazwisko… Tu jest potrzebny
adres zameldowania, a ona nie jest zameldowana w Pedralbes… No i grupa krwi…
–
Czekajcie, ja mam jej torebkę. Powinna mieć tu gdzieś portfel… – zaczął szukać
Marc-Andre.
– Marc,
znajdź jej dowód i adres. A ty… – zerknął na młodszego kolegę, po czym
westchnął – Daj mi to. – wyrwał mu dokumentację. Ponownie zajął miejsce na
krzesełku między kumplami, a następnie począł bezproblemowo wypełniać kolejne
rubryczki – Imię… – wpisał – Drugie imię… Nazwisko… Nazwisko rodowe… – w tym
momencie mocniej zacisnął usta, ale wpisał te kilka literek – Obywatelstwo…
Miejsce zameldowania. Marc? – Niemiec podał mu dowód, z którego Chorwat
przepisał adres – Data urodzenia… Miejsce urodzenia… Grupa krwi… Alergie… Wady
wrodzone… Przebyte operacje… – jęknął – Już. Proszę – zaniósł ankietę
pielęgniarkom, a następnie powrócił przed salę.
–
Ivan? – spytał nieśmiało chłopak z Reus – A skąd ty… Skąd ty to wszystko
wiedziałeś? Nie znałeś tylko jej adresu…
–
Mówiłem ci przecież, że się znamy. – wyłamywał nerwowo palce. Ważył słowa, by
nie zdradzić zbyt wiele – Kiedyś się tak jakby przyjaźniliśmy. Znaczy… – wstał
– Ja się przyjaźniłem z jej facetem. Nieważne. – westchnął – Znałem ją jeszcze
jako pannę, więc znałem nazwisko rodowe. – wzruszył ramionami – A poza tym,
kiedyś już z nią byłem w szpitalu, więc poniekąd pamiętałem, co wtedy
wpisywałem.
–
Panowie z rodziny? – spytał niespodziewanie lekarz.
–
Doktorze, co z nią? – dopadł go natychmiast Chorwat – Co z nogą?
– To pan
ją tu przywiózł?
–
Tak, ja. Ale proszę mi powiedzieć. – jęczał – Co z Mią? Jak ona się czuje? Jak
noga? Czy… – lekarz mu przerwał.
–
Powiem tak. – podrapał się po głowie – Stan pani Mii jest stabilny i w żadnym
wypadku nie zagraża jej życiu. – ter Stegen i Roberto odetchnęli z ulgą –
Natomiast w związku z historią pacjentki… Nie chcę pana czarować. – spojrzał
prosto w oczy Rakitića – Sprawa jest skomplikowana. Zrobiliśmy, co mogliśmy.
Efekty zobaczymy jutro. Przewieziemy ją wtedy na kolejne badania.
– Dlaczego
dopiero jutro? – dziwił się.
–
Pani Mia jest wyczerpana. Nie chcemy jeszcze bardziej forsować jej organizmu.
Tym bardziej, że do domu i tak jej na razie nie wypuścimy.
– A
czy… Czy ja… – czuł się niezręcznie – Mógłbym do niej wejść?
–
Tak, jak najbardziej. – posłał mu lekki uśmiech – Za godzinę powinna się
obudzić, ale można do niej wejść. Jednak wolałbym, by nie forsować i nie
denerwować mojej pacjentki.
Ivan pokiwał głową na znak tego, że
zrozumiał. Ruszył w stronę swoich kolegów, po czym usiłował przekonać Sergiego,
że zostanie w szpitalu. Obiecał, że będzie tu, kiedy Niemka się obudzi.
Wiedział, że zostanie tu do rana. Zadzwoni tylko do Raquel i szybko nakreśli
jej sytuację. Mauri na pewno nie będzie miała nic przeciwko, bo przecież obie
panie się znały – trochę, bo trochę, ale jednak.
–
Ivan, ale… – nadal spierał się z nim Roberto.
–
Cholera, Sergi! – przeklął – Przecież ty nic o niej nie wiesz!
– Nie
prawda – oburzył się.
–
Tak? – zaśmiał się – To dlaczego ja musiałem wypełniać jej papiery? – potrząsnął
nim – Zrozum to. Mia jest w ciężkim stanie. Zwłaszcza psychicznym. Kiedy się
obudzi będzie potrzebowała kogoś, kto wie o niej wszystko. Wszystko, rozumiesz?
– I
ty niby wiesz wszystko, tak? – burknął.
–
Wiem. – potwierdził – Nieraz widziałem ją w gorszej kondycji psychicznej. Wiem,
jak jej pomóc, jak się zachować. Ty bałbyś się cały czas, że palniesz coś
nietaktownie. Posłuchaj mnie i jedź do domu. Nic tu po tobie. I tak jest za
słaba, żeby z tobą gadać. – przejechał otwartą dłonią po włosach – Jedź. Ja tu
zostanę i jakby coś się działo, będę cię informował.
***
Kilka razy zamrugała i w końcu udało
jej się otworzyć oczy. Rozejrzała się po otoczeniu. Białe ściany, sufit. Serce
zaczęło jej bić szybciej. Nie poznawała tego miejsca. Nie przypominała sobie,
co tu robiła, ani jak się tu dostała. Ostatnie, co pamiętała to klęczący przy
niej Rakitić, trzymający uspokajająco za dłoń. A potem – pustka.
Przesunęła
się delikatnie na łóżku i zerknęła w prawo. Na plastikowym krześle siedziała
męska postać.
– Ivan?
– szepnęła zachrypniętym głosem. Mężczyzna podniósł się i złapał jej chłodną
dłoń w swoją.
–
Ciii… – pochylił się i ucałował jej czoło – Spokojnie, jesteś w szpitalu.
Przywiozłem cię tu zaraz po tym, jak straciłaś przytomność. – skrzywił się –
Napędziłaś mi stracha.
–
Trzeba było dać mi ten cholerny paracetamol – fuknęła.
–
Przestań, Mia. – skarcił ją – Będzie…
–
Nie, nie będzie dobrze. – wyrwała rękę z jego uścisku – Rakitić, nie kłam.
Przecież wiem, co mnie teraz czeka. – głos jej się załamał, a po policzku
spłynęła łza – Nie chcę… Nie potrafię… – pociągnęła nosem – Nie mogę, Ivan, nie
mogę.
–
Dasz radę. Miałaś operację, poskładali cię. Jutro z rana zawiozą cię na
rentgen, żeby się przekonać, że wszystko jest na swoim miejscu. Będziesz
chodzić. Słyszysz, Dassler? Będziesz chodzić! – starał się ją pocieszyć.
– Nie
jestem Dassler – pokręciła z rozbawieniem głową.
–
Wolisz Neuer? – zachichotał, a ona zapalczywie pokiwała głową – Okay. W takim
razie, masz mi uwierzyć, Neuer. – pochwycił jej chudą dłoń i ucałował knykcie –
Zarówno Dasslerowie, jak i Neuerowie się nie poddają. I ani mi się waż o tym
zapomnieć! – pogroził jej paluszkiem.
–
Czemu to robisz? – zadała pytanie, którym zbiła go z tropu.
– Ale
co?
–
Czemu się mną opiekujesz? Jesteś tu, choć nie musisz.
–
Dobrze wiesz, że mimo tego wszystkiego… – westchnął – Nie roztrząsajmy tego,
Mia, okay? Jestem i możesz na mnie liczyć, dopóki ktoś się tobą nie zajmie.
–
Przecież wiesz, że nie mam nikogo.
–
Mylisz się. Masz rodzinę. Masz Mario – zauważył.
– Co?
– Jak
byłaś nieprzytomna… Mario dzwonił. Odebrałem i powiedziałem mu, co się stało. –
podrapał się po karku – Dziesięć minut temu wsiadł do samolotu i niedługo
będzie w Barcelonie.
–
Ivan… – zaczęła, ale jej przerwał.
–
Nie, Mia. To ty raz posłuchaj innych. Swojego męża nie posłuchałaś, ale może
teraz przynajmniej mnie posłuchasz w kwestii swojego zdrowia.
***
Czy coś się Wam rozjaśnia? Kilka nowych faktów z życia Mii wypływa na wierzch. Co tak naprawdę wie Rakitić? I czy może stanowić zagrożenie nie tylko dla niej, ale i dla wielu innych osób ze świata piłki?
Czekam na Wasze opinie, a zapowiedź kolejnego rozdziału już znajdziecie na blogu: http://lilas-word.blogspot.com/2017/01/sneak-peek-no8.html
Zostało jeszcze kilka dni do zakończenia ankiety, więc zapraszam do wzięcia w niej udziału. ;)
Cały rozdział czytałam z szeroko otworzoną buzią. Serio. To tak wszystko się szybko działo... I takie zaskoczenie! Jak dla mnie to by mógł się w tym opowiadaniu pojawić osobiście Manu.. Bo czemu nie? xd
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział!
Znasz mnie i wiesz, że lubię niespodzianki, więc niczego nie wykluczam. ;)
UsuńO mamo, jaka ona biedna! :( Aż mi się płakać zachwiało..
OdpowiedzUsuńTen rozdział zdecydowanie trzymał mnie w napięciu! Jesteś genialna, ale to już wiesz słońce. <3
Czekam na kolejny rozdział ;*
zachciało*
UsuńKochana, dziękuję! ;*
UsuńO ja.. Się porobiło.. Jak ty to robisz że potrafisz tworzyć taki niepowtarzalny nastrój co? ;-) Ale dzięki temu aż chce się czytać więc czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zachęcam do czytania. ;)
UsuńTen rozdział to chyba najlepszy rozdział do tej pory na tym blogu. Tak przykro mi było gdy czytałam emocje towarzyszące jej na murawie :(
OdpowiedzUsuńCzekam już na kolejny ;*
Dziękuję! ;*
UsuńKtóry to już raz zbieram szczękę z podłogi...
OdpowiedzUsuńJedno słowo SZACUN !
;**
Dziękuję, kochana! ;**
UsuńZapraszałaś, więc po takich miłych słowach musiałam po prostu tutaj wpaść i przeczytać...i powiem tak szczerze. Nie dziwię się wcale, że moim poprzedniczkom opadły szczęki! No, naprawdę nie spodziewałam się, że i ja zacznę zbierać zęby z ziemi!
OdpowiedzUsuńZaimponował mi twój styl pisania, jak dla mnie bardzo lekki i taki, że oczy się same cieszą i wygodnie - akurat mi - się czyta rozdział. Mimo, iż ja bardziej preferuję siatkówkę i zdecydowanie w owej dyscyplinie się bardziej orientuję, to z wielkim zacieszem na buźce informuję, że zostaje na twoim blogu i na spokojnie idę nadrobić resztę rozdziałów.
Czekam na więcej i jak bym mogła prosić o informowanie, kiedy pojawi się nowy rozdział.
Ściskam, pozdrawiam i całuje Cicha ;**
Jeju, kochana, dziękuję za tak ciepłe słowa! :*
UsuńJasne, że będę informować. ;)
Wiemy coraz więcej i zaczyna dziać się coraz więcej, a mnie podoba się to bardzo ;3
OdpowiedzUsuń